Inny autor - ta sama książka?

września 07, 2017



David Lagercrantz już po raz drugi wziął na warsztat losy Lisbeth Salander i Mikaela Blomkqvista. "Mężczyzna, który gonił swój cień" to długo wyczekiwana nowość, która z pewnością zawita na listę bestsellerów. Dlaczego? Wystarczy napisać, że to kolejna część słynnej serii Millenium, a fani twórczości Stiega Larssona będą chcieli sprawdzić jak radzą sobie ich ulubieńcy i czy autor kontynuacji znów udźwignął ciężar, jaki wziął na barki mierząc się z fenomenem swojego poprzednika. 

Premiera 5 części Millenium to idealna okazja, żeby porozmawiać o pisaniu dalszych tomów czy zakończeń powieści w sytuacji śmierci, nazwijmy go, pierwotnego autora. Czy to ma sens? I co stoi za decyzją o podjęciu się tak karkołomnego przedsięwzięcia?

Odpowiedź nasuwa się sama. Pieniądze. Książki Larssona, już po jego nagłej śmierci, sprzedały się w wielomilionowym nakładzie. Prawa do ich wydania, z racji nieuregulowanego związku z niejaką Evą Gabrielsson, trafiły do ojca i brata Stiega, mimo, że od dawna panowie nie utrzymywali ze sobą kontaktów. Trylogia przyniosła im ogromny majątek, a wiadomo, że rezygnowanie z kury znoszącej złote jajka jest niczym strzał w stopę. Dlatego do napisania kolejnych tomów zostaje zatrudniony słynny szwedzki dziennikarz David Lagercrantz. 

W tym momencie pojawiają się kluczowe pytania. Czy książka wyglądałaby tak samo, gdyby pisał ją Larsson? Oczywiście, że nie. I czy z punktu widzenia zwykłej ludzkiej przyzwoitości pisanie kolejnych części jest zasadne? Przecież to nie już nie jest to samo. Nie ten styl, nie ta historia, która powinna powstać. Rozumiem, że świat biznesu jest okrutny i trzeba kuć żelazo póki gorące i póki ktoś jeszcze chce kupować Millenium, ale z drugiej żerowanie na czyimś sukcesie, choć nie przyłożyło się do niego ręki, wydaje się moralnie złe. 

W historii literatury są przykłady kontynuacji książek. Chritopher Tolkien dokończył i wydał "Silmarillion", przeprowadził też redakcję "Niedokończonych opowieści". Synowie J.R.R. Tolkiena nigdy jednak nie mieli zamiaru "wchodzić w buty" sławnego ojca i w ramach rodzinnego biznesu dopisywać kolejnych tomów do jego dzieł.

Brian Herbert poszedł krok dalej. Dotąd, wspólnie z Kevinem Andersonem, napisał aż cztery cykle "Diuny", dzieła życia Franka Herberta. Stało się to pewnie sposobem na życie, dokończenie historii rozpoczętej przez ojca i szansą na zaistnienie w gronie pisarzy.

Dotąd nie znalazłam sposobu na traktowanie podobnych kontynuacji. Czytać czy nie? Dać szansę czy dać sobie spokój? Jasne, jeśli ktoś nie chce żegnać się z ulubionymi bohaterami to sięgnie po następny tom, tylko musi sobie wtedy zadać pytanie czy tak powinny wyglądać ich losy?

Szkoda, że tak naprawdę nigdy nie usłyszy na nie odpowiedzi. 

You Might Also Like

0 komentarze

Szukaj na tym blogu

Like us on Facebook

Flickr Images