#58 Markus Zusak - Złodziejka książek

stycznia 27, 2018



Dzięki wydatnym namowom koleżanki, która przekonywała, że naprawdę warto przeczytać "Złodziejkę książek", wreszcie po nią sięgnęłam. I po zakończeniu lektury mogę powiedzieć tylko jedno: dlaczego wzięłam się za nią tak późno? 

Tytułowa złodziejka to Liesel Meminger, dziewczynka mieszkająca w nieistniejącym w rzeczywistości mieście Molching, znajdującym się niedaleko Monachium. Liesel przyszło żyć w czasach II wojny światowej, jednym z najtrudniejszych okresów w historii ludzkości. I mimo, że, teoretycznie, powinna czuć się bezpiecznie - wszak to jej kraj podbija sąsiednie państwa - życie bohaterki i jej bliskich wcale nie jest usłane różami.

Liesel kradnie swoją pierwszą książkę po pogrzebie Wernera, swojego młodszego brata. Dzięki "Podręcznikowi grabarza" uczy się czytać i odkrywać magię słów, których moc zauważa za każdym razem, kiedy litery zaczynają układać się w zrozumiałe dla niej zdania. Potem nie waha się ratować książki, którą naziści planowali spalić na stosie czy ukraść jakiś tom z biblioteki w domu burmistrza. Ale nie tylko książki zmieniają życie dziewczynki. Kiedy jej rodzina decyduje się ukrywać w piwnicy Żyda, zdaje sobie sprawę, że już nic nie będzie takie samo.

Długo zastanawiałam się nad sensem tej powieści. "Złodziejka książek" nie skupia się na wojnie, choć wojna odgrywa w niej wielką rolę. Stanowi tło dla wydarzeń opisywanych przez narratora, któremu mam zamiar również poświęcić uwagę. Z każdym mijającym dniem wojna coraz bardziej wkracza w życie zwykłych mieszkańców Molching. Starają się się funkcjonować tak jak do tej pory, ale nie jest to łatwe, kiedy wokół panoszy się bieda, głód, niesprawiedliwość i niepewność jutra.

W roli narratora występuje Śmierć opowiadająca o swojej "pracy" w sposób jednocześnie przerażający i piękny. Stara się o niej mówić bez emocji, ale między słowami kryją się uczucia, jakie nie jest łatwo ukryć. Śmierć wydaje się szczególnie interesować losami Molching, a zwłaszcza złodziejki i jej bliskich. Dzięki temu pokazuje tę niezwykłą historię z wielu perspektyw. Czytelnik poznaje charakter bohaterów, zarówno mocne jak i słabe strony, które uwidaczniają się przede wszystkim w skrajnych, wymagających sytuacjach. I nie ocenia, bo biorąc pod uwagę okoliczności, to zadanie okazuje się niemożliwe do wykonania.

Pokazanie wojny w inny, niż do tej pory sposób, nie było łatwym zadaniem, a autor poradził sobie z tym znakomicie. Ta książka pod każdym względem jest zaskakująca, nie tylko ze względu na traktowanie trudnego tematu, ale przede wszystkim pod kątem budowania opowieści, która z jednej strony wywołuje uśmiech, a zaraz potem łzy. Nie brakuje bowiem w "Złodziejce..." sytuacji, które powodują szybsze bicie serca. Całkiem bezwiednie zorientowałam się, że wszyscy bohaterowie stali się mi bliscy. Liesel i jej rodzina, Max, Rudy, nawet denerwująca właścicielka sklepu, wszystkim im szczerze kibicowałam, by wojna nie zrobiła im krzywdy.

Szczególnymi postaciami są Rosa i Hans, którzy przyjęli Liesel pod swój dach. Rosa od początku wydawała się zimna, nieprzystępna i dziwna. Traktowała Liesel z dystansem, który przelewał się na jej postrzeganie przez czytelnika. Ale w miarę upływu czasu Rosa, mimo, że nie przechodzi wielkiej metamorfozy w jakiś spektakularny sposób, pokazuje całkiem nową twarz. A Hans? Hansa od początku nie da się nie lubić. To on rozbudza w Liesel głód słów, on podejmuje decyzję, nieodwracalnie zmieniającą życie Hubermnanów. I mimo konsekwencji, nie żałuje, co jeszcze bardziej zaimponowało mi w nim jako w człowieku.

Więc o czym właściwie jest ta książka? O dorastaniu w trudnych czasach? O byciu człowiekiem w nieludzkich czasach? O życiu w zgodzie z własnym sumieniem, nawet jeśli bywa to niebezpieczne? Właściwie o wszystkim po trochu, bo przecież nic nie jest proste, kiedy szaleństwo wojny zatacza coraz szersze kręgi.

"Złodziejka książek" nie jest krótką powiastką, gabarytowo to ogromne tomisko, ale czyta się je bardzo szybko. Może to ze względu na tematykę, może chodzi o styl albo po prostu o historię, która wgniata w fotel, wywołuje wielkie wzruszenie i nierzadko wzbudza radość. Strasznie żałuje, że tak późno ją odkryłam, ale z drugiej strony zazdroszczę tym, którym będzie dane odkrywać tę opowieść po raz pierwszy. 



 



You Might Also Like

0 komentarze

Szukaj na tym blogu

Like us on Facebook

Flickr Images